Są takie miejsca i chwile w życiu, które na zawsze pozostają w pamięci. Ja nigdy nie zapomnę wycieczki do Sumartina, niewielkiej i dość niepozornej portowej wioski, która leży na wschodnim krańcu chorwackiej wyspy Brač.
Większość turystów odwiedzających wyspę Brač jako główny cel wycieczki obiera sobie Bol i słynną plażę Zlatni Rat. Gdy prom, którym płynęliśmy z Makarskiej po około godzinie przybił do brzegu, wszyscy jak na komendę zaczęli wsiadać do swoich samochodów, studiując w pośpiechu mapy lub ustawiając nawigacje. Odniosłam wrażenie, że mało kogo interesuje Sumartin. Tylko nieliczni zaszli do portowej knajpki, by posilić się przed dalszą podróżą. Reszta zdawała się niczego wokół nie zauważać, byle tylko jak najszybciej się stąd wydostać.
My zamiast zwiedzać największe atrakcje wyspy Brač w pigułce, postanowiliśmy zostać i przekonać się, co ciekawego do zaoferowania ma Sumartin. Po tygodniu spędzonym na Riwierze Makarskiej, która jest wyjątkowo malownicza, ale dość hałaśliwa i zatłoczona w środku sezonu, spokojna portowa wioska była dokładnie tym, czego szukaliśmy.
Najpierw zajrzeliśmy do biura informacji turystycznej, w którym bardzo sympatyczna dziewczyna wręczyła nam mapki i zaznaczyła na nich najpiękniejsze plaże w Sumartinie. Miasteczko jest dość niewielkie, więc nie zastanawiając się zbyt długo, weszliśmy na chybił trafił w jedną z wąskich uliczek, która doprowadziła nas do uroczego kościoła św. Marcina. Pamiętam, że to było wyjątkowo gorące i duszne popołudnie, w powietrzu czuć było nadchodzącą burzę. Zrobiliśmy sobie małą przerwę w „zwiedzaniu” i przeczekaliśmy ulewę w restauracji na nabrzeżu, zajadając się smaczną pizzą z dalmatinskim pršutem.
Gdy deszcz ustał, opuściliśmy nasze schronienie pod markizą i ruszyliśmy spacerkiem wzdłuż brzegu morza. Idąc niespiesznie przed siebie, dotarliśmy do miejsca, które było jednym z najpiękniejszych, jakie do tej pory widziałam w Chorwacji.
W niewielkiej zatoczce ukryta była wyjątkowo urodziwa plaża, na której przez dłuższy czas mogliśmy pobyć zupełnie sami. Czułam się jak w raju, stąpając po drobnych, białych kamyczkach i zanurzając się w błękitnej, przejrzystej jak kryształ wodzie. Mgła powoli opadała, odsłaniając widok na masyw górki Biokovo i sąsiednią wyspę Hvar. Z pobliskiego lasku dobiegał dźwięk cykad i upajający zapach rozgrzanych słońcem pinii. Leżałam bez ruchu, pozwalając się unosić morzu. Cudowne, relaksujące uczucie.
Wróciliśmy do Makarskiej ostatnim promem, gdy w porcie zapalały się latarnie, a rybacy szykowali swoje kutry do wypłynięcia na morze. Ta wycieczka była dla mnie niezapomnianym przeżyciem. Szczególnie chwile spędzone na jednej z najpiękniejszych plaż, jakie odkryłam w Chorwacji.
Czasami trzeba zejść z utartych ścieżek, by odnaleźć swój własny kawałek raju. Jedyna opinia o miejscowości Sumartin, którą widziałam w Internecie, brzmiała: dziura, w której nic nie ma – kilka łajb, sklep i dwie knajpy na krzyż. Kolejny raz przekonałam się, że nie warto sugerować się tym, co mówią lub piszą, tylko sprawdzić to osobiście. Często można się bardzo pozytywnie zaskoczyć.